czwartek, 31 października 2013

Rozdział V '' Wszystkiego Najlepszego Tom! ''

Dla Kasi  <3

"Mało to przyjemne : kochać. Szczególnie, jeśli zaraz się kogoś traci..."




   Za kilka dni miał się rozpocząć październik. A wraz z nim moje urodziny... Myślał Tom kopiąc kamyk na placu Sierocińca. Wiedział, że nie ma co być przygnębionym, ale jednak jedenaści lat to już coś i chciał, aby ktokolwiek chociaż złożył mu życzenia. Nie mógł jednak liczyć na nic takiego, chociaż była to głównie jego wina. W Sierocińcu nikt nigdy nie obchodził urodzin. Ten szczególny dzień przemykał jak cień, ledwie zapisany w kartotekach. Czasem najbliżsi przyjaciele składali sobie życzenia, jednak Tom nie powiedział Alice kiedy na urodziny. Ona mu zresztą też nie.  Lecz jego przyjaciółka, nie miała pojęcia jak należy obchodzić urodziny. Tom znalazł kiedyś książkę w bibliotece, w której główny bohater obchodził osiemnaste urodziny. Opisywano tam prezenty, tort muzykę i mnóstwo zabawy.  Tort... Ciekawe jak to smakuje... Ale Tom nie chciał tortu, czy prezentów.  Znaczy chciał, ale wystarczyłyby mu zwykłe trzy słowa '' Wszystkiego Najlepszego Tom!'' Lub chociaż zwykłe ''Sto Lat!'' Cokolwiek. Może powinien powiedzieć Alice o swoich urodzinach. Tak! Nie może oczekiwać przecież od niej życzeń, jeśli ona nawet nie wie, kiedy one są. Kopnął jeszcze raz kamyk i poszedł w stronę Sierocińca. Prawie wbiegł do Świetlicy, i uradowany dostrzegł Alice. Ta zobaczyła go i najpierw uniosła brwi w zdumieniu, a potem uśmiechnęła się.
-Tom! Nareszcie się uśmiechasz! O co chodzi?
-Posłuchaj Alice, musimy pogadać. Chodźmy gdzieś.- Chłopak uśmiechał się nie zważając na zdziwione spojrzenia wszystkich obecnych w pomieszczeniu. Chwycił przyjaciółkę za rękę i pobiegli razem przez ciemne korytarze do pokoju Toma. Usiedli na łóżku i chłopak lekko zdyszany zaczął mówić. Jego policzki zaróżowiły się z podniecenia i lekkiego zażenowania. Nie wiedział, jak ona to przyjmie... czy zrozumie?
- Alice... Ja...Mamzaniedługourodzinyichciałbymżybyśmizłożyłażyczenia.- Wydusił z siebie słowa z prędkością światła. Dziewczyna zmarszczyła brwi.
-Czekaj, co? Nie zrozumiałam cię, powiedz trochę wolniej.
-Ech... Posłuchaj... trzeciego października są moje urodziny. Jedenaste.
-Acha... I co? - Alice nie zrozumiała, jaki jest jego cel.
-Ja... tylko ci mówię...na wypadek, gdybyś chciała...złożyć mi życzenia... czy coś... - Dziewczyna zaśmiała się.
-Ach Tom, oczywiście, że złożę ci  życzenia! Tylko do tej pory nie wiedziałam, że to dla ciebie takie ważne.- Uśmiechnęła się do niego, a on odwzajemnił uśmiech czując, że jego stres odpływa w siną dal.
-A ty kiedy masz urodziny Alice?- Tom był zadowolony z faktu, że dziewczyna, co prawda nie tak bardzo jak on, ale chciała obchodzić urodziny. - Chcesz, żebym złożył ci życzenia?
-Miałam w marcu. Nic ci nie mówiłam, bo ty też nigdy nic o tym nie mówiłeś, no i jakoś tak wyszło...
-To nic! Nadrobimy to. Zobaczysz w przyszłym roku zorganizuję ci najlepszą imprezę urodzinową w twoim życiu!- Dziewczyna zarumieniła się.
-Ach Tom...
 Zeszli z łóżka i wrócili do Świetlicy. Tom odnalazł starą książkę, o osiemnastoletnim chłopcu i razem z Alice czytali ją na wielkim, starym, skórzanym, czerwonym fotelu. Strony oświetlał im blask świec, a przerwać im mogła tylko i wyłącznie dyżurna, mająca dopilnować, żeby wszyscy o określonej godzinie szli spać. I to zrobiła. Wygoniła wszystkich ze Świetlicy i pogasiła światła. Tom i Alice przytulili się na pożegnanie i rozeszli się do swoich pokoi.
  W następne dni Alice stała się bardzo tajemnicza. Po skończeniu książki, coraz częściej na jej twarzy pojawiała się skonsternowana mina. Tom widział, jak raz prosiła o coś panią Huberts, na co ich opiekunka zmarszczyła brwi i z powątpiewaniem potaknęła. Spytał, o co chodziło, ale Alice odparła tylko, że to dziewczęce sprawy i zaraz zmieniła temat.
   Jutro moje urodziny... Ciekawe, jak to będzie jak ktoś mi złoży życzenia... - Pomyślał jeszcze Tom zanim jego myśli poszybowały w najdalsze odmęty jego własnej wyobraźni.
  -Tom. Tom! Obudź się!-  Poczuł, jak czyjeś ręce potrząsają jego ramionami. Otworzył oczy i początkowo jego umysł zalał oślepiający blask, docierający do niego z za okna. Potem dostrzegł szeroko uśmiechniętą Alice. Promieniała jaśniej niż słońce, a w jej oczach tak wyraźnie błyskały wesołe iskierki, że Tom na sam widok sklonował uśmiech na własnej twarzy.
-Hej.
-Hej.
-Wiesz którego dziś mamy Tom? - Dziewczyna wyglądała na podekscytowaną. To obudziło Toma do reszty i podniósł się do piony rozglądając się. - Trzeciego! Dzisiaj są twoje urodziny!
  Tom uśmiechnął się tak szeroko, że zaczęły go boleć policzki. Zaraz potem przypomniał sobie, że przecież i tak nie ma co liczyć na jakieś życzenia, czy inne miłe urodzinowe zdarzenia. Jego uśmiech zbladł znacznie, co od razu zobaczyła dziewczyna. Uśmiechnęła się przebiegle i nagle bardzo blisko się przysunęła. Tom poczuł na policzku coś lekko wilgotnego i przyjemnego. Dostał pierwszego w życiu urodzinowego całusa. Zaraz potem  objęły go dziecięce i kruche ramiona dziewczyny i poczuł cichy szept przy uchu.
- Wszystkiego Najlepszego Tom.- Chłopak zarumienił się potwornie i już po chwili miał wilgotne ze wzruszenia oczy. Ścisnął mocno dziewczynkę i czuł się w tej chwili najszczęśliwszy na świecie. Po chwili Alice odsunęła się. - No właśnie, byłabym zapomniała! - Uśmiechnęła się i zaczęła grzebać w obszernej kieszeni szarej sukienki. Wyjęła z niej mały pakunek. Owinięty był w szarą serwetkę z jadalni związaną nitką  i był mniej więcej wielkości dłoni. Umysł Toma prawie pękł z zachwytu. Prezent? Dla mnie?  Ucieszyłby się nawet z ukradzionego z kuchni Sierocińca widelca. Nie ważne co to było. Spojrzał na dziewczynkę.  Była lekko zarumieniona. Przysunęła paczkę w jego stronę i wydukała pod nosem. - To nic specjalnego... Nie miałam szansy zrobić nic lepszego...- Tom chwycił paczuszkę szargany niewyczerpaną radością i powoli odsupłał nitkę. Łatwo puściła i serwetka uchyliła się. W środku znajdował się mały... pluszak? Był to krzywo, aczkolwiek starannie pozszywany grubą nicią zwitek skrawków materiału. Każdy kawałek był wycięty na kształt kwadratu i miał inny wzór i kolor. Wszystkie te kwadraciki zszyto na kształt małej poduszeczki i wypchano zapewne watą lub wełną. Do całości przyszyto dwa guziczki na kształt oczu oraz złotą klamrę od paska na kształt ust. Był to najpiękniejszy i najbardziej kolorowy pluszak, jakiego Tom widział. Teraz już nic nie mogło na to poradzić. Z jego oczu popłynęły łzy i chłopak rzucił się na Alice. Przytulił ją tak mocno, że zabrakło jej tchu.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję... - Powtarzał tuląc się do niej, a właściwie leżąc na niej, gdyż w swoim prawie szaleńczym szczęściu zrzucił ją i siebie z łóżka.
- To znaczy, że ... podoba ci się?- Wydusiła dziewczyna, również bardzo czerwona, ale uradowana jego reakcją.
- Bardziej niż podoba Alice. Jest cudowny! Dziękuję ci.- Przytulił ją jeszcze mocniej na kilka sekund, po czym  zszedł z niej i pomógł jej wstać. - To najwspanialszy prezent na świecie. Nie mógłby być lepszy. - Chłopak uśmiechnął się i wyszli razem z pokoju.
   Do południowego obiadu bawili się, i wymyślali, jak jeszcze mogą spędzić ten wspaniały dzień. Oczywiści całą ich atmosferę szczęścia musiała rozwiać pani Huberts, wołając Toma do siebie, w czasie posiłku.
-Riddle. Za pół godziny masz być w swoim pokoju, ktoś zapowiedział wizytę do ciebie. Lepiej nie rozrabiaj, bo jeśli zaprzepaścisz szanse na to, że ten facet cię adoptuje, to będziesz miał we mnie wroga. Twoje zniknięcie dobrze zrobi temu miejscu. Dzieci się ciebie boją i sprawiasz same kłopoty. Zrozumiałeś?
-Tak proszę Pani. - Całe szczęści Toma prysło jak bańka mydlana. Teraz chcą go adoptować? Jak znalazł przyjaciółkę i nareszcie jest szczęśliwy? Jak udaje mu się zignorować fakt, że wszyscy się go boją i, że potrafi w magiczny sposób przywoływać jadowite zwierzęta?  Bo czasem, gdy był mały i samotny, prosił w myślach o towarzystwo. I one przychodziły. Nie krzywdziły go, tylko z nim rozmawiały. A teraz, gdy wszystko zniknęło, ktoś po niego przyszedł. ''Jakiś facet''
Jaki facet?
Nieważne i tak się nigdzie nie wybiera. Nie opuści Alice.
   Po trzydziestu minutach siedział na łóżku w swoim pokoju. Wytłumaczył Alice, że czeka go spotkanie z jakimś obcym mężczyzną i , że zapewne jest to doktor, chcący zabrać go do szpitala dla umysłowo chorych. Takiej opcji sam też nie wykluczał. Pani Huberts zawsze mówiła ,że jest niespełna rozumu.
  Rozległo się pukanie do drzwi. Do środka weszła pani Cole. Kobieta odpowiedzialna za wszelkich gości Sierocińca. Zawsze była lekko pijana, więc nikt się do niej nie zbliżał ani dzieci, ani dorośli, chyba, że musieli.
-Tom. Ktoś do ciebie. - Zaraz za nią do pokoju wszedł  najdziwniejszy mężczyzna, jakiego kiedykolwiek wiedział Tom. Był ubrany w lawendowe szaty, a jego siwa broda sięgała do połowy szyi i była równo przycięta. Na pierwszy rzut oka, do głowy wpadały określenia ''oczytany'' i ''przykładny''.

*** Rozmowa  Toma z Dumbledorem. Myślę, że nie ma sensu pisać czegoś co już napisała pani Rowling, Tylko się zbłaźnię parodiując jej wspaniały styl pisania ;) Jeśli mam napisać ten fragment  napiszcie o tym w komentarzy, to uzupełnię ;)

Profesor wstał i pożegnawszy się, wyszedł. Gdy tylko otworzył drzwi, wpadła na niego Alice. Jej oczu były szerokie ze zdziwienia i strachu. W ułamku sekundy zrobiła się cała czerwona i zaczęła się tłumaczyć, jąkając się tak bardzo, że nie dało się zrozumieć połowy słów.
- J-ja... Ja... Ja tylko... - Jej nieudolne próby wyduszenia z siebie czegoś więcej zostały przerwane przez starszego nauczyciela.
-Nic się  nie stało moja droga. Myślę, że powinniście sobie przez chwilkę porozmawiać. Do zobaczenia Tom! - I wyszedł. W pokoju zostali purpurowa dziewczynka i też lekko zawstydzony z faktu, że ich podsłuchiwała Tom. Teraz wie o nim wszystko, czego do tej pory nie wiedziała. Jego kradzieże z przeszłości, dziwne fakty o wężach i magicznych zdolnościach... To, że jest czarodziejem i, że będzie uczył się w Szkole Magii i Czarodziejstwa. (Nawet dla niego był to, co prawda mniejszy, ale szok.) To, że ją opuści.
-Alice, ja...
-Tom... - Zaczęli jednocześnie.
-Ty pierwsza.
-A więc... wyjeżdżasz? - Głos dziewczynki drgał, jakby zaraz miała się rozpłakać.
-Tak..., ale nie martw się. Będę tu wracał. Co wakacje. I będę pisać...
-A... nie możesz zostać? - W jej głosie słychać było ostatni płomyczek nadziei.
-Raczej nie... Przykro mi Alice. Nie chciałem, żeby tak wyszło...
Alice nie wytrzymała i ze łzami w oczach podbiegła do chłopaka i mocno go objęła. Odwzajemnił uścisk wstrzymując łzy.  On się uwolnił... ale ona tu zostaje...
-Kocham cię Tom.
-Ja ciebie też. *

o~*~o



* A i nie myślcie, że to taka miłość z całowaniem itp. Oni mają po 10 i 11 lat. To taka dziecięca miłość, przywiązanie ;)


Mam nadzieję, że się podobał ;) Wiem, wiem za długo czekacie na te rozdziały ;) No, ale cóż... Życie prywatne ;)

Komentujcie, obserwujcie, polecajcie innym, jeśli oczywiście wam się podoba ;)   <3 <3 <3 

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział IV '' Sprawa Węży Rozwiązana ''


Dla Ignis - Największej Męczydupy jaką znam ;)

Wiem, że czekacie na te rozdziały milion lat, ale wiecie, trudno jest prowadzić w sumie już cztery własne blogi i pomagać jeszcze w jednym ;) Mam nadzieję, że wybaczycie :*  Ten rozdział jest krótki ale następny będzie dłuższy ;)  Ten rozdział był tylko przerywnikiem między latami, tak aby wyjaśnić sprawę z śmiercią chłopców ;) W następnym będzie się działo dużo więcej ;)


   Przez cały następny tydzień Tom był ponury. Zastanawiał się o co chodziło pani Huberts. Od wyjazdu nie widział też ani jednego z chłopaków obecnych na klifie tamtego dnia. Jego wychowawczyni unikała go i patrzyła na niego ponuro i z przestrachem. On sam unikał Alice. Połączył fakty se sobą i stwierdził ,że o jakichkolwiek strasznych rzeczach mówiła wtedy pani Huberts są one w jakimś stopniu powiązane z nim.
  Na piątkowym apelu zebrała się cała społeczność Sierocińca. Wszyscy dorośli mieli smutne miny , a dzieci były zagubione. Do mównicy podeszła dyrektorka i zaczęła swoim sennym głosem opowiadać dzieciom powód zebrania.
 Była to starsza kobieta zawsze ubrana w plisowane koszule z falbanami i proste, czarne spódnice z bawełny za kolano. Z jej czarnych, babcinych lakierek śmiały się nawet przedszkolaki, a  nauczyciele często żartowali z jej skrzeczącego głosu.
- Drodzy uczniowie. - Zakrakała. Tym razem nikt się nie śmiał. - Mam ogłoszenie. Jedna z grup wraz z wychowawczynią wyjechała niedawno na wycieczkę nad morze. Skończyła się ona tragicznie.- Wszyscy słuchali się ze strachem w oczach. - Otóż kilkoro naszych... uczniów zginęła tam w niesamowitych okolicznościach. Grupa jadowitych węży ukosiła każdego z nich. Chłopcy zginęli na miejscu. Z tejże... okazji przez tydzień cały Sierociniec wstrzymuje zajęcia dydaktyczne. Macie wolne. Dziękuję za uwagę, możecie się rozejść.
  Wszyscy jednak siedzieli cicho i dopiero po chwili zaczęli powoli wychodzić z opuszczonymi głowami. Alice podbiegła do Toma na korytarzu, Nie rozmawiał z nią już siedem dni.
-Tom! Cały tydzień gdzieś uciekasz! Przecież nie mieliśmy z tym nic wspólnego, o co ci chodzi ?- Chłopak odwrócił się powoli do przyjaciółki. Głowę miał spuszczoną i  wyglądał bardzo ponuro.
-Alice... Ja myślę... Że TY nie miałaś z tym nic wspólnego. Ale ja...
- O co chodzi Tom ? Przecież nie zawołałeś tych węży żeby ich pogryzły! To nie twoja wina! - Chłopak podniósł na nią wzrok. - Prawda...? - Tom milczał.  Nie mógł jej zdradzić swoich myśli. Wiedział, że to brzmi głupio ale na klifie prosił o jakąkolwiek pomoc. No i jakaś pomoc przybyła... Alice nie może się dowiedzieć, pomyślałaby, że jest szalony albo, że jest mordercą.  - Tom! Przecież nic nie zrobiłeś! Zaatakowały ich węże ! Nie ty!
Chłopak wciąż milczał. Patrzył na przyjaciółkę wzrokiem jakby jej nie dowierzał. W końcu odpuścił i uśmiechał się niepewnie.
-No jasne, że nie ja. To by było dziwne.

   I tak sprawa węży została zamknięta . Po tygodniu Sierociniec wrócił do normalności a po kilku miesiącach wszyscy zapomnieli o sprawie. Alice i Tom znów co tydzień mieli kłopoty z nauczycielami , a do Sierocińca przybywały kolejne grupki opuszczonych przez świat dzieci. Tom był przyzwyczajony do tych wszystkich rzeczy, więc się nimi nie interesował.  Jednak w okolicach marca zaczął robić się ponury i smutny. Rzadziej się odzywał i nie śmiał się razem z Alice z głupich dowcipów.  Co było powodem tego zachowania?

o~*~o

I tego dowiecie się w następnym rozdziale ,chociaż wiem, że większość z was pewnie doskonale wie ;) 

Tablica Ogłoszeń


Mam kilka informacji co do stron powiązanych z blogiem ;) 

1. Zmieniony Facebook 

2.Ask


To na tyle ;) Następny rozdział najprawdopodobniej jutro ;) 


o~*~o

piątek, 27 września 2013

Rozdział III '' Węże, Jad, Zatrucie, Śmierć ''

Dla Kasi /Warchlaczka <3




  Z czasem przyjaźń Toma i małej Alice rozwinęła się. Codziennie się spotykali ,siadali razem do posiłków i zawsze się bronili. Po jakimś czasie starsi chłopacy przestali dokuczać dziewczynce ,ponieważ każdy obawiał się Toma ,choć nie przyznawali się do tego .Tak więc dziewięcioletni Riddle zyskał przyjaciółkę ,a ona ochronę i towarzystwo . Przeżyli razem kilka wspaniałych przygód i  po roku nie dało się ich rozdzielić . Osobno przebywali  tylko w nocy kiedy musieli spać. Świetnie się bawili przez cały ten czas ,chociaż wiele razy zostawali karani z byle jakiego powodu. Zdaje się ,że nauczycielom nie podobała się ich zażyłość .
   Raz na przykład po prostu weszli do sali i nauczycielka zaczęła krzyczeć na Alice ,że ma nieuczesane włosy. Oczywiście były uczesane i to ładniej od posiwiałych włosów  matematyczki . Tom to powiedział i z takiego właśnie powodu musieli oboje zostawać przez tydzień o dwudziestej w sali myjąc podłogę lub tablicę. Tak się działo prawie co miesiąc . Ale poza tym wszystko było dobrze. Do czasu...
   Wakacje nadeszły i ich grupa znów wyjechała nad morze. Pani Huberts ,która też ich nie lubiła najpierw chciała ich nie brać ,ale dyrektorka zaprotestowała mówiąc ,że nikt nie ma czasu zajmować się nieznośnymi bachorami z jej grupy. Tak więc po roku znajomości Tom i Alice znów siedzieli na starym rolniczym wozie . Przez te trzysta sześćdziesiąt pięć  dni oboje trochę urośli. Tom jak na  dziesięciolatka był bardzo wysoki a Alice była o głowę niższa . Jej włosy urosły jeszcze kilka centymetrów , a włosy Toma zaczęły lekko się kręcić. Tak więc teraz zamiast prostej fryzury miał delikatne brązowe fale opadające za uszy. Nadal oboje mieli okrągłe dziecięce buzie z zadartym nosem ,ale wyróżniali się z tłumu dziwnym spokojem. Nie zachowywali się jak dzieci ,nie krzyczeli a Alice przestała nawet płakać. Nie miała ku temu powodów ,była zadowolona ze swojego życia. No w pewnym stopniu.
  Gdy dojechali nad znajomy szary brzeg morza wszystkie dzieci znów się rozpierzchły ,a pani Huberts zniknęła gdzieś wraz z rolnikiem . Tom i Alice udali się na klif aby powspominać mile sprzędzony czas z zeszłego roku. Niespodzianką była dla nich była tam obecność kogoś oprócz nich. Było to kilku chłopców ,uznawanych w Sierocińcu za najsilniejszych . Wszystkim dokuczali i jedynymi osobami ,którym nic nie zrobili przez cały rok była właśnie dwójka nowo przybyłych. Widząc grupkę Tom natychmiast stanął przed przyjaciółką zasłaniając ją własną piersią. Chłopcy utworzyli przed nim łuk tak, że  przyjaciele stali na skraju przepaści. Napastnicy przybliżali się tak ,że po chwili Tom nie mógłby się cofnąć ,bez spowodowania natychmiastowej śmierci Alice .
- Oj co to? Czyżby nasz mały Riddle miał stracha ?-  W mówiącym chłopaku Tom poznał  tego ,który w zeszłym roku leżał w  gruzach stołówkowego stolika . A niby taki z ciebie siłacz. Zaraz zobaczymy ,czy jesteś taki wytrwały jak w zeszłym roku. - Przybliżył się i chwycił Toma za kołnierz . Pchnął go na ziemię kilka metrów od krawędzi na której wciąż stała Alice. Upadł na jakiś kamień ,ale nie przeszkodziło mu to obserwowaniu ,jak dwójka z chłopców otoczyło jego przyjaciółkę i trzymają ją za nadgarstki ,twarzą do niego tak, jakby w każdej chwili mogli ją puścić.
-Zostawicie ją!
-Zostawcie go!- Powiedzieli jednocześnie . Dziewczyna wpatrywała się z łzami w oczach w Toma i zwróciła się do Victora . - Zostaw go ,a zrobię co zechcesz !
-I tak zrobisz. Chyba ,że ci życie niemiłe.- Opowiedział obojętnym głosem i  kiwnął  głową w kierunku przepaści. - Ale to nie o ciebie tu chodzi maleńka. - Mówił do niej jak do trzylatka chociaż sam miał tylko trzynaście. - Chodzi o niego. - Odwrócił się do Toma . - Myślę ,że masz coś co należy do mnie.
-Piłeczkę? -Spytał jeden z osiłków.
-Nie chodzi o piłeczkę kretynie ! O honor !
-Aaaa...
W sumie chłopców było pięciu plus Tom. Dwóch trzymało Alice nad przepaścią ,dwóch podniosło Toma z ziemi i trzymało go mocno pod rękami ,a Victor stał przed  unieruchomionym chłopcem. Każdy z osiłków miał trzynaście lub czternaście lat ,więc byli wyżsi i silniejsi .
-Teraz ty - Victor wskazał na Toma.- Będziesz płacił za  to co  zrobiłeś. A ty- Skinął na Alice.- Będziesz na to patrzyła. W sumie powinienem tu zawołać wszystkich ,ale myślę ,że upokorzenie przed nią jest dla ciebie więcej warte. - I uderzył dziewięciolatka w twarz. Tom się skrzywił ,ale nie wydał jakiegokolwiek dźwięku i wstrzymał łzy . Słyszał lekko zagłuszone przez echo w głowie krzyki i płacz. Głowa go bolała i czół krew w ustach . Kolejne uderzenia ,w brzuch , w klatkę piersiową i wiele ,wiele w twarz. Krzyki i szloch były  coraz głośniejsze ,ale on powoli tracił kontakt z rzeczywistością . Nagle usłyszał swoje imię. Rozpoznał głos Alice. Znów to usłyszał . Nie był to krzyk tylko ciche błaganie.
-Tom . Proszę cie Tom obudź się ! Wstawaj!
Tom spróbował się wyrwać z uścisku ale nadaremnie .Rozbudziło go jedno zdanie.
 -Zrzucie tą małą . Może to go ocuci ,bo zaczyna mi się nudzić .
Jednym ruchem wyrwał się ,kucnął i podciął nogi Victorowi .W myślach błagał ,żeby coś mu pomogło. Tak jak ostatnio. Może ma jakąś magiczną moc i o niej nie wie ? ''Uderz go'' Pomyślał ,ale Victor nie poleciał kilka metrów dalej.  Leżał pocierając szczękę i przeklinając .''Pomóżcie mi ! Proszę !'' Nic się nie stało i Tom westchnął szybko zawiedziony.  Rzucił się do Alice ,która usiłowała się wyrwać dwóm osiłkom . Jednego uderzył w szczękę i to wystarczyło ,żeby chwile potem oboje uciekali w dół  wzgórza. Ze szczytu dochodziły ich krzyki . Dotarli do początku wzniesienia i pobiegli dalej ,w kierunku wozu. Akurat stała przy nim pani Huberts i krzyczała coś na starego rolnika. W oczach miała łzy wściekłości i dużo przeklinała.
-Mam dość ! Nie rozumiesz ,że nic mnie nie obchodzisz !?
Rolnik wyglądał jak smutny, zbesztany pies. Spojrzał na chwile w bok i widząc zakrwawionego Toma i zduszaną Alice otworzył szeroko oczy.  Pani Huberts zaciekawiona co takiego dostrzegł również się odwróciła i zamarła.
- Coś ty zrobił Riddle ?! Matko Boska zaraz na zawał zejdę ! Cały jesteś we krwi !Co się stało?!
Ale zanim Tom zdążył choćby pomyśleć ,co ma jej powiedzieć odezwała się Alice.
- To Victor Pani profesor. Zbił Toma ,a potem zaczął się bić z innymi chłopakami . Musieliśmy uciekać ,bo Tom by zginął !
-No bez przesady panno Berry. Na pewno nie było aż tak niebezpiecznie. Oni są tylko kilka lat od was starsi . Ale należy im się kara. W takim wypadku musimy niestety wcześniej wrócić do domu. Przykro mi . Tom potrzebuje lekarza ,a tamta grupka porządnego lania. Wsiądźcie na wóz i czekajcie tam. Ten ... Rolnik was zawiezie jak wszystkie dzieci wsiądą . Ja tu zostanę  na  trochę dłużej razem z waszymi agresywnymi kolegami .- Zagwizdała w swój gwizdek i po pół godzinie prawie cała grupka jechała  w drogę powrotną.
Dojechali i reszta dnia minęła w miarę spokojnie. Tom ,już przebadany przez  pielęgniarkę siedział z Alice w świetlicy. Wieczorem miał zamiar  porozmawiać z panią Huberts ,pewny ,że chłopcy poskarżyli się na niego i tak też uczynił ,po raz pierwszy zostawiając Alice samą tego dnia . Wstał z świetlicowej kanapy i wyszedł cicho na korytarz. Miał bandaże na rękach i klatce piersiowej ,a także mnóstwo plastrów na twarzy. Cicho przeszedł pod gabinet swojej opiekunki .Stanął przed czarnymi mahoniowymi drzwiami i zauważył ,że są lekko uchylone. Zza nich wydobywał się cichy płacz i uspakajający głos mężczyzny .
-Proszę się uspokoić . Co pani widziała.- Powiedział tajemniczy mężczyzna ,a Tom przyłożył ucho do drzwi. Rozległo się głośne smarkanie nosa w chusteczkę a potem dało się słyszeć głos pani Huberts przerywany szlochem i jąkaniem.
-Byli tam wszyscy... Węże...Jad...Zatrucie...Śmierć...- Tom odsunął się od drzwi i pobiegł korytarzem . Nie powinien był podsłuchiwać . Biegł  po zimnym kamieniu ,a jego podeszwy roznosiły po całej szkole odgłosy jego głośnych kroków.

o~*~o

środa, 11 września 2013

Rozdział II '' Na zawsze ''

Dla ... a wiecie co ? Dla mnie samej ! :D




Od czasu wydarzenia z piłeczką Tom często zastanawiał się co zaszło wtedy między nim a chłopcem . Poczuł wtedy dziwne mrowienie na końcach palców i po prostu popchnął chłopaka . Ale dlaczego tamten poleciał przez całą salę i  zgniótł ciałem porządny drewniany ,gruby stół ?  To intrygowało Toma ,ale już po kilku dniach przestał o tym myśleć ,bo pierwszy raz w życiu ,przez cały jego pobyt na tym świecie znalazł sobie przyjaciela . Była to owa mała ,rok młodsza od niego ,płacząca dziewczynka ze stołówki .
Przez tydzień po wydarzeniu z piłeczką  unikała go na korytarzach ,lekcjach grupowych ,odbywających się raz w tygodniu ,a zawsze gdy ich oczy się spotykały czerwieniła się jak burak i uciekała . Z początku Tom pomyślał,że się go boi ,jak kilkoro maluchów ,po tym jak zobaczyli jego uderzenie ,ale potem dostrzegł ,że dziewczyna jakby go ...śledzi ? Ukrywała się za kolumnami i go obserwowała . Ignorował to  i postanowił zostawić sytuację ,tak jak jest .  Udawał ,że jej nie zauważa i w tym czasie sam jej się przyjrzał . Była strasznie chuda ,ale miała ładną dziecięcą twarzyczkę . Wyglądała tak samo jak wtedy na stołówce . Długie ciemne włosy i zielono-szare okrągłe oczy . Raz zauważył też ,że dziewczyna ma dziwne okrągłe znamiona na ramionach . Zawsze prawie nosiła te szare pomięte i szorstkie sukienki do kolan ,które małe dzieci nosiły jak rodzina na przykład zadłużyła Sierociniec ,albo jakoś mu zaszkodziła . Wtedy cierpiały na tym dzieci ,jedząc resztki i nosząc luźne łachmany . Tom miał to szczęście ,że jego rodzina niczym nie zaszkodziła Sierocińcowi i dostawał stare i zniszczone ,ale normalne ubranie ,a nie pozszywaną szmatę . Takich pokrzywdzonych przez los dzieci było około siedmiu w całym budynku ,ale żaden nie był tak krzywdzony jak ta dziewczynka ,co zauważył Tom przez ten tydzień . Współczuł jej i po jakimś czasie zaczął się nią lekko interesować .  Chodziła za nim a on ją obserwował . Chciał podejść ,przywitać się ,ale nie miał odwagi . 
Pewnego sobotniego popołudnia ,gdy wszyscy zebrali się w jadalni (zniszczonego stołu nie było )  Pani Huberts ,opiekunka dyżurna przemówiła. Miała czarny kok ,ciasno przylegający do głowy oraz białą koszulę z czarną spódnicą .  Stając na środku klasy odchrząknęła i rozpoczęła swoją tyradę ,miotając błyskawicami z oczu .
- Jak pewnie wiecie ,jeden ze stołów został uszkodzony . Doszło do tego dokładnie osiem dni temu. Nie wiemy jak to się stało ,gdyż wtedy akurat miałam spotkanie z dyrektorką i nie mogłam was pilnować . Oczywiście nie mogliście się powstrzymać i zniszczyliście mienie tej zacnej placówki . Mam nadzieję ,że dojdziemy do konsensusu i powiecie mi : kto za tym stoi ?
Na sali nic się nie zmieniło . Całkowita cisza i zero odpowiedzi. Harmonię przerwał pisk przesuwającego się w pośpiechu po kafelkach krzesła i krzyku .
- To Tom ! To wszystko jego wina !
Oskarżony odwrócił się w stronę chłopca ,który wskazywał na niego trzęsącą się ręką. Był to ten sam chłopiec ,który osiem dni temu leżał w szczątkach stołu . Teraz patrzył na Panią Huberts i wyglądał na przerażonego swoim wyznaniem . Ostrożnie zerknął na Toma i zrobił się czerwony ,a jego twarz wyrażała jeszcze większe przerażenie.  
-Toma ? -Zdziwiła się kobieta. - Tego spokojnego chłopca ,który jest najgrzeczniejszy z was wszystkich ? No ty to masz tupet Victorze ! Zwalać winę na takie dobre dziecko ! Idziemy ! - I podeszła do chłopca  łapiąc go za ucho . Ten zaczął krzyczeć ze złości i zrozpaczenia .
-Ale prosze pani ! To on ! Podniósł mnie i rzucił na tamten stół ! Przysięgam !
- No ja z tobą nie wytrzymuję ! Jeszcze mi kłamać prosto w oczy ! Powinieneś nauczyć się szacunku dla ... 
I reszty wypowiedzi dzieci nie usłyszały ,gdyż Pani Huberts wyprowadziła Victora na zewnątrz ,do dyrektorki . Wszyscy zamilkli i co chwila ktoś zerkał na Toma . Panowała tak niezręczna cisza ,że chłopak miał ochotę stamtąd wyjść . Po chwili na szczęście zjawiła się ponownie Dyżurna i przygładzając koka ,znów zaczeła mówić .
-No więc skoro już wiemy ,kto jest sprawcą , to możemy przejść do przyjemniejszych rzeczy . A i Tom przepraszam cię za jego zachowanie . Zawsze był okropnym dzieckiem ,ale zwalanie winy za zniszczenie stołu na ciebie to była przesada . Dobrze tak więc : Jutro jedziemy na wycieczkę nad morze . Byliście już na takich wycieczkach ,więc chyba nie muszę wam opowiadać ,jak to miło będzie się przewietrzyć . Tak więc jutro będziemy was budzić wcześnie rano i wszyscy pojedziemy wozem nad wodę . Tak Marku ? - Udzieliła głosu jakiemuś zgłaszającemu się dzieciakowi.
-Wozem proszę pani ? Będziemy jechać prawdziwym samochodem ? Takim jak na fotografii w pokoju pani dyrektor ?
-Nie. Będziemy jechać na wozie farmerskim. Pewien przemiły rolnik ,akurat jedzie w tamte strony po zborze ,więc sądzę ,że  cała grupa się zmieści na przyczepie . - Informacja o samochodzie nie zasmuciła jednak dzieci ,bo lubili wychodzić poza mury nawet na jeden dzień nad smutne szare morze .

     Tak więc następnego dnia Toma obudził dźwięk dzwonów . Była to codzienna metoda budzenia mieszkańców Sierocińca  . Na dworze było jeszcze szaro ,słońce dopiero zbierało się do pobudki . Wszyscy ubrali się i wyszli przed budynek . Tam na ulicy stał ogromny wóz zaprzężony w cztery konie. Gdy stary człowiek siedzący przed lejcami dostrzegł opiekunkę dzieci ,natychmiast zszedł z wozu i lekko zgarbiony podszedł do niej. Chwycił ją za dłoń i pocałował palce . Miał siwe włosy i wąsy i bardzo wiele zmarszczek. Na głowie miał słomiany kapelusz i był ubrany w przetarty strój roboczy. 
-Zapraszam Milady . Dzieciaki pakujcie się do tyłu ! - Powiedział nie patrząc na nich. Tom spostrzegł ,że jego opiekunka zarumieniła się i chichotała dziwnie przy tym rolniku . Zdziwił się ,ale wszedł z resztą z trzydziestki osób do wozu . W Sierocińcu znajdowało się około dwustu dzieci ,ale wycieczka była tylko dla grupy pani Huberts ,która liczyła trzydzieści jeden podopiecznych . W budynku było kilkanaście grup ,każda z inną opiekunką .Tom cieszył się ,że trafił do pani Huberts . Była oschła ,ale dbała o nich i była sprawiedliwa.
Jechali nad morze około dwie godziny . Tom zerkał na  tajemniczą dziewczynkę ,która siedziała naprzeciw niego ,ale nie odezwał się . Droga zeszła im  długo ,lecz po wielu ,wielu polach,wsiach  i lasach na horyzoncie nareszcie pojawiło się morze .Szare i smutne ,ale i tak stanowiło ogromną odmianę od starego Sierocińca. Rolnik wsadził ich na plaży niedaleko pięknych klifów . Dzieciaki rozbiegły się ,a opiekunka została chichocząc sam na sam z starym mężczyzną .  Tom od razu skierował się w stronę klifów . Wspiął się zboczem i na szczycie obserwował rozbijające się o skały fale. Usiadł pod jednym z kilku drzew tam rosnących. Był to gruby dąb ,zza którego Toma nie było widać ,gdyż siedział pod nim od strony przepaści . Rozmyślał tam ,ale głównie to się nudził . Nie mógł pójść na dół ,bo i tak nikt by się z nim nie bawił. Wszyscy się go boją ,albo go ignorują. Nie przeszkadzało mu to ,ale czasami chciałby ,aby coś się zmieniło. 
Po jakimś czasie usłyszał miękkie stąpanie po trawie zza drzewa .  Wstał ,ale nie ujawnił się .  Słyszał czyjś oddech po drugiej stronie drzewa. Po chwili miał dość . Trudno będzie musiał iść w inne miejsce ,byle by być samemu. Wyszedł i za drzewem ujrzał biedną dziewczynkę , o której ostatnio tyle myślał . Zamarł w bezruchu ,to samo zrobiła dziewczynka. Zaraz zarumieniła się i jeż się odwróciła ,żeby uciec jak zwykle ,kiedy Tom złapał ją za nadgarstek . Nie wiedział dlaczego -to był odruch .  Znów zamarli ,po czym dziewczynka powoli się odwróciła. Patrzyła na ziemię ,zamiast na niego , nadal była czerwona i się nie odzywała . Chłopak nie wiedząc co robić ,po prostu powiedział. 
-Cześć. Jestem Tom ,a ty ? 
Zapadła chwilowa kolejna chwila milczenia i dziewczynka spojrzała na niego i cichutko powiedziała. 
-Alice .
-Alice. - Powtórzył Tom ,jakby sprawdzał brzmienie tego słowa i uśmiechnął się do niej. Odwzajemniła lekko uśmiech . Potem siedzieli długo pod drzewem na klifie ,razem obserwując falę i poznając siebie nawzajem. 


o~*~o


sobota, 7 września 2013

Rozdział I ''Czerwona Piłeczka''


  Pierwszy rozdział -początek mojej historii dedykuję dwóm osobom :

 - Hani ,za przepiękny szablon i za nią samą <3
 i
-Ignis ,bo męczyła mnie chyba przez dwa tygodnie  o ten blog  :*




  Tom leżał na twardym materacu ,wpatrując się ze złością w biały i lekko zapleśniały w niektórych miejscach sufit. Metalowe  pręty łóżka wbijały mu się w boleśnie w posiniaczone ciało ,ale to ignorował . Przez całe życie znosił to łóżko ,te pręty ,ten pokój ,więc czemu nie miałby ich znosić jeszcze kilka lat? W rękach ściskał i obracał małą czerwoną piłeczkę - jedyny kolorowy kontrast w czarno-szaro-białym pomieszczeniu. Każde dziecko na jego miejscu płakałoby ,ale on tylko leżał . Nie był smutny. Już jako malec przyzwyczaił się do samotności , bólu ,straty . Zza drzwi słyszał jak jego rówieśnicy krzyczą i szlochają ,wołają rodziców i chcą jeść . Nie uważał tego za żałosne .Wiedział ,że to strata czasu ,ale zazdrościł tym małym ,opuszczonym przez wszystkich duszyczkom ,błąkającym się i nie wiedzącym co zrobić z życiem . Przynajmniej potrafiły jeszcze tęsknić , kochać . Tom już dawno uświadomił sobie ,że nie ma serca. Tam gdzie powinien czuć łomotanie ,albo chociaż ból na myśl o przeszłości nie czuł nic. Smutne.  W dodatku tak często opiekunki i nauczycielki powtarzają mu ,że jest zły i bezużyteczny ,że już dawno zaczął się z tym zgadzać . Wykonywał polecenia jak robot ,nie pytając  o nic i nie protestując. Nie kłócił się z nikim ,ale też nawet nie rozmawiał. Nie miał przyjaciół ,ani nikogo bliskiego. Wszystkie niewypowiedziany myśli i pomysły kłębiły się w jego głowie ,z czasem stając się coraz mroczniejsze.  Oswajał się z myślą ,że jest zły i kierował się tą ścieżką w życiu nawet jako dziecko . Popatrzył na czerwoną piłeczkę ze sztucznej skóry . Jego pierwszy raz kiedy złamał zasady. Kiedy wyzbył się moralności i  przeciwstawił się swoim przyzwyczajeniom.

Dzień jak co dzień. W czasie śniadania jeden z nadętych dzieciaków ,którym rodzice zostawili mnóstwo pieniędzy obrzerał się i podrzucał czerwoną cenną piłeczką ,smiejąc się z dziewczynki ,która płakała z głodu i wyczerpania.Po jakimś czasie oświadczył ,że ma dość jej jazgotu ,lecz dziewczynka jeszcze bardziej krzyczała dławiąc się łzami . Uderzył ją raz ,potem drugi . Z początku Tom ignorował to ale z czasem miał wrażenie ,że powinien był coś zrobić  . Zareagować ,obronić pokrzywdzoną ,która krzyczała leżąc już na podłodze i starając się unikać ciosów i kopnięć bogatego idioty. 
 Tom westchnął i podchodząc  do  chłopaca schwycił go za ramię. Ten upuścił piłeczkę ,którą przez cały czas trzymał w ręce i odwrócił się do niego. Chwilę potem Tom ujrzał grubą pięść zbliżającą się do jego twarzy. Poczuł potworny ból pod okiem, ale  nie przejął się tym i nie krzywdząc chłopca uniknął kolejnego ciosu zbliżając się do dziewczynki . Kolejne uderzenie zatrzymało go i zwaliło z nóg . Wpół leżał na zimnej kamiennej posadzce ,podpierając się rękami i poczuł metalową podeszwę w okolicach brzucha. Zabolało. 
Wstał szybko unikając jednego na kilkanaście ciosów i odepchnął chłopca. 
Na stołówce zapadła cisza . Zamilkła nawet płacząca dziewczynka . 
-Proszę ,proszę nasz Milczek się stawia ? Taki jesteś odważny ! Zobaczymy na ile ta twoje odwaga ci pomoże  !
Zignorował zaczepkę i stał zasłaniając dziewczynkę ciałem.
Bogaty chłopiec był w Sierocińcu kimś ważnym. Szanowanym ,nikt mu się nie sprzeciwiał. Tom oczywiście o tym nie wiedział ,bo nie rozmawiał z nikim ,ani nikim się nie interesował. 
Teraz stał na przeciwko wysokiego ,dobrze ubranego i naprawde wściekłego bogacza .  Nie bał się. 
Chłopiec zamachnął się na niego ,ale Tom uniknął uderzenia i  jeszcze raz popchnął chłopca. Tamten już szykował się do następnego ciosu. Tom poczuł tak nagłą i silną złość ,że prawie kipiał negatywną energią . 
Chciał uderzyć napastnika ,powalić go na kolana i kopać do utraty przytomności . W ułamku sekundy podbiegł dwa kroki do przodu i jego pięść z prędkością światła zderzyła się z twarzą chłopca. Wydawało mu się ,że ujrzał dziwny czerwony błysk i chwilę potem zobaczył  jak bogacz leży na drugim końcu pomieszczenia wciśnięty między połamane deski jednego ze stolików. Teraz nie było na sali słychać nic. 
Wszystkie dzieciaki patrzyły się ze strachem ,czasem podziwem na Toma ,który zastanawiał się co się stało. 
To on zrobił ? 
Spowodował ,że pięćdziesięciokilogramowy dzieciak przeleciał dziesięć metrów od jednego  uderzenia ? 
Tom szybko przybrał maskę nonszalancji i odwrócił się do dziewczynki. 
Pochylił się nad jej czerwoną ,zapłakaną twarzyczką i podał jej dłoń . Po chwili wahania  dziewczynka chwyciła ją rumieniąc się jeszcze bardziej. Spojrzała mu w oczy i  nic nie mówiąc patrzyła tak na niego ,wciąż trzymając jego rękę. 
Tom też jej nie puszczał. Przyjrzał się jej . Miała piękne długie co pasa ,choć trochę poplątane włosy w kolorze  mahoniu . Ni to brązowe ,ni to czarne. Jej skóra była równie blada jak jego ,co nie było dziwne ,gdyż w Sierocińcu rzadko mieli okazję wychodzić na dwór. Była niższa od niego o połowę głowy i znacznie drobniejsza. Wyglądała na około osiem lat . Tom był rok starszy od niej .  Miała ładną ,choć wychudzoną twarzyczkę z drobnym nosem ,ładnymi różowymi ustami i okrągłymi ,dużymi zielono-szarymi oczami  .
Tom skinął jej głową ,nie uśmiechając się choć bardzo by chciał. Nie umiał się uśmiechać. Nigdy tego nie robił i nikt nie pokazał mu jak to się robi . Dziewczynka wyglądała na oczarowaną i w jednym czasie oboje puścili swoje dłonie . Tom odwrócił się i podniósłszy z ziemi czerwoną piłeczkę wyszedł z jadalni pozostawiając za sobą milczących rówieśników , nieprzytomnego bogacza i  patrzącą za nim wygłodzoną dziewczynkę .

o~*~o


Króciutki wstęp do życia Toma .