Dla Kasi /Warchlaczka <3
Z czasem przyjaźń Toma i małej Alice rozwinęła się. Codziennie się spotykali ,siadali razem do posiłków i zawsze się bronili. Po jakimś czasie starsi chłopacy przestali dokuczać dziewczynce ,ponieważ każdy obawiał się Toma ,choć nie przyznawali się do tego .Tak więc dziewięcioletni Riddle zyskał przyjaciółkę ,a ona ochronę i towarzystwo . Przeżyli razem kilka wspaniałych przygód i po roku nie dało się ich rozdzielić . Osobno przebywali tylko w nocy kiedy musieli spać. Świetnie się bawili przez cały ten czas ,chociaż wiele razy zostawali karani z byle jakiego powodu. Zdaje się ,że nauczycielom nie podobała się ich zażyłość .
Raz na przykład po prostu weszli do sali i nauczycielka zaczęła krzyczeć na Alice ,że ma nieuczesane włosy. Oczywiście były uczesane i to ładniej od posiwiałych włosów matematyczki . Tom to powiedział i z takiego właśnie powodu musieli oboje zostawać przez tydzień o dwudziestej w sali myjąc podłogę lub tablicę. Tak się działo prawie co miesiąc . Ale poza tym wszystko było dobrze. Do czasu...
Wakacje nadeszły i ich grupa znów wyjechała nad morze. Pani Huberts ,która też ich nie lubiła najpierw chciała ich nie brać ,ale dyrektorka zaprotestowała mówiąc ,że nikt nie ma czasu zajmować się nieznośnymi bachorami z jej grupy. Tak więc po roku znajomości Tom i Alice znów siedzieli na starym rolniczym wozie . Przez te trzysta sześćdziesiąt pięć dni oboje trochę urośli. Tom jak na dziesięciolatka był bardzo wysoki a Alice była o głowę niższa . Jej włosy urosły jeszcze kilka centymetrów , a włosy Toma zaczęły lekko się kręcić. Tak więc teraz zamiast prostej fryzury miał delikatne brązowe fale opadające za uszy. Nadal oboje mieli okrągłe dziecięce buzie z zadartym nosem ,ale wyróżniali się z tłumu dziwnym spokojem. Nie zachowywali się jak dzieci ,nie krzyczeli a Alice przestała nawet płakać. Nie miała ku temu powodów ,była zadowolona ze swojego życia. No w pewnym stopniu.
Gdy dojechali nad znajomy szary brzeg morza wszystkie dzieci znów się rozpierzchły ,a pani Huberts zniknęła gdzieś wraz z rolnikiem . Tom i Alice udali się na klif aby powspominać mile sprzędzony czas z zeszłego roku. Niespodzianką była dla nich była tam obecność kogoś oprócz nich. Było to kilku chłopców ,uznawanych w Sierocińcu za najsilniejszych . Wszystkim dokuczali i jedynymi osobami ,którym nic nie zrobili przez cały rok była właśnie dwójka nowo przybyłych. Widząc grupkę Tom natychmiast stanął przed przyjaciółką zasłaniając ją własną piersią. Chłopcy utworzyli przed nim łuk tak, że przyjaciele stali na skraju przepaści. Napastnicy przybliżali się tak ,że po chwili Tom nie mógłby się cofnąć ,bez spowodowania natychmiastowej śmierci Alice .
- Oj co to? Czyżby nasz mały Riddle miał stracha ?- W mówiącym chłopaku Tom poznał tego ,który w zeszłym roku leżał w gruzach stołówkowego stolika . A niby taki z ciebie siłacz. Zaraz zobaczymy ,czy jesteś taki wytrwały jak w zeszłym roku. - Przybliżył się i chwycił Toma za kołnierz . Pchnął go na ziemię kilka metrów od krawędzi na której wciąż stała Alice. Upadł na jakiś kamień ,ale nie przeszkodziło mu to obserwowaniu ,jak dwójka z chłopców otoczyło jego przyjaciółkę i trzymają ją za nadgarstki ,twarzą do niego tak, jakby w każdej chwili mogli ją puścić.
-Zostawicie ją!
-Zostawcie go!- Powiedzieli jednocześnie . Dziewczyna wpatrywała się z łzami w oczach w Toma i zwróciła się do Victora . - Zostaw go ,a zrobię co zechcesz !
-I tak zrobisz. Chyba ,że ci życie niemiłe.- Opowiedział obojętnym głosem i kiwnął głową w kierunku przepaści. - Ale to nie o ciebie tu chodzi maleńka. - Mówił do niej jak do trzylatka chociaż sam miał tylko trzynaście. - Chodzi o niego. - Odwrócił się do Toma . - Myślę ,że masz coś co należy do mnie.
-Piłeczkę? -Spytał jeden z osiłków.
-Nie chodzi o piłeczkę kretynie ! O honor !
-Aaaa...
W sumie chłopców było pięciu plus Tom. Dwóch trzymało Alice nad przepaścią ,dwóch podniosło Toma z ziemi i trzymało go mocno pod rękami ,a Victor stał przed unieruchomionym chłopcem. Każdy z osiłków miał trzynaście lub czternaście lat ,więc byli wyżsi i silniejsi .
-Teraz ty - Victor wskazał na Toma.- Będziesz płacił za to co zrobiłeś. A ty- Skinął na Alice.- Będziesz na to patrzyła. W sumie powinienem tu zawołać wszystkich ,ale myślę ,że upokorzenie przed nią jest dla ciebie więcej warte. - I uderzył dziewięciolatka w twarz. Tom się skrzywił ,ale nie wydał jakiegokolwiek dźwięku i wstrzymał łzy . Słyszał lekko zagłuszone przez echo w głowie krzyki i płacz. Głowa go bolała i czół krew w ustach . Kolejne uderzenia ,w brzuch , w klatkę piersiową i wiele ,wiele w twarz. Krzyki i szloch były coraz głośniejsze ,ale on powoli tracił kontakt z rzeczywistością . Nagle usłyszał swoje imię. Rozpoznał głos Alice. Znów to usłyszał . Nie był to krzyk tylko ciche błaganie.
-Tom . Proszę cie Tom obudź się ! Wstawaj!
Tom spróbował się wyrwać z uścisku ale nadaremnie .Rozbudziło go jedno zdanie.
-Zrzucie tą małą . Może to go ocuci ,bo zaczyna mi się nudzić .
Jednym ruchem wyrwał się ,kucnął i podciął nogi Victorowi .W myślach błagał ,żeby coś mu pomogło. Tak jak ostatnio. Może ma jakąś magiczną moc i o niej nie wie ? ''Uderz go'' Pomyślał ,ale Victor nie poleciał kilka metrów dalej. Leżał pocierając szczękę i przeklinając .''Pomóżcie mi ! Proszę !'' Nic się nie stało i Tom westchnął szybko zawiedziony. Rzucił się do Alice ,która usiłowała się wyrwać dwóm osiłkom . Jednego uderzył w szczękę i to wystarczyło ,żeby chwile potem oboje uciekali w dół wzgórza. Ze szczytu dochodziły ich krzyki . Dotarli do początku wzniesienia i pobiegli dalej ,w kierunku wozu. Akurat stała przy nim pani Huberts i krzyczała coś na starego rolnika. W oczach miała łzy wściekłości i dużo przeklinała.
-Mam dość ! Nie rozumiesz ,że nic mnie nie obchodzisz !?
Rolnik wyglądał jak smutny, zbesztany pies. Spojrzał na chwile w bok i widząc zakrwawionego Toma i zduszaną Alice otworzył szeroko oczy. Pani Huberts zaciekawiona co takiego dostrzegł również się odwróciła i zamarła.
- Coś ty zrobił Riddle ?! Matko Boska zaraz na zawał zejdę ! Cały jesteś we krwi !Co się stało?!
Ale zanim Tom zdążył choćby pomyśleć ,co ma jej powiedzieć odezwała się Alice.
- To Victor Pani profesor. Zbił Toma ,a potem zaczął się bić z innymi chłopakami . Musieliśmy uciekać ,bo Tom by zginął !
-No bez przesady panno Berry. Na pewno nie było aż tak niebezpiecznie. Oni są tylko kilka lat od was starsi . Ale należy im się kara. W takim wypadku musimy niestety wcześniej wrócić do domu. Przykro mi . Tom potrzebuje lekarza ,a tamta grupka porządnego lania. Wsiądźcie na wóz i czekajcie tam. Ten ... Rolnik was zawiezie jak wszystkie dzieci wsiądą . Ja tu zostanę na trochę dłużej razem z waszymi agresywnymi kolegami .- Zagwizdała w swój gwizdek i po pół godzinie prawie cała grupka jechała w drogę powrotną.
Dojechali i reszta dnia minęła w miarę spokojnie. Tom ,już przebadany przez pielęgniarkę siedział z Alice w świetlicy. Wieczorem miał zamiar porozmawiać z panią Huberts ,pewny ,że chłopcy poskarżyli się na niego i tak też uczynił ,po raz pierwszy zostawiając Alice samą tego dnia . Wstał z świetlicowej kanapy i wyszedł cicho na korytarz. Miał bandaże na rękach i klatce piersiowej ,a także mnóstwo plastrów na twarzy. Cicho przeszedł pod gabinet swojej opiekunki .Stanął przed czarnymi mahoniowymi drzwiami i zauważył ,że są lekko uchylone. Zza nich wydobywał się cichy płacz i uspakajający głos mężczyzny .
-Proszę się uspokoić . Co pani widziała.- Powiedział tajemniczy mężczyzna ,a Tom przyłożył ucho do drzwi. Rozległo się głośne smarkanie nosa w chusteczkę a potem dało się słyszeć głos pani Huberts przerywany szlochem i jąkaniem.
-Byli tam wszyscy... Węże...Jad...Zatrucie...Śmierć...- Tom odsunął się od drzwi i pobiegł korytarzem . Nie powinien był podsłuchiwać . Biegł po zimnym kamieniu ,a jego podeszwy roznosiły po całej szkole odgłosy jego głośnych kroków.
Raz na przykład po prostu weszli do sali i nauczycielka zaczęła krzyczeć na Alice ,że ma nieuczesane włosy. Oczywiście były uczesane i to ładniej od posiwiałych włosów matematyczki . Tom to powiedział i z takiego właśnie powodu musieli oboje zostawać przez tydzień o dwudziestej w sali myjąc podłogę lub tablicę. Tak się działo prawie co miesiąc . Ale poza tym wszystko było dobrze. Do czasu...
Wakacje nadeszły i ich grupa znów wyjechała nad morze. Pani Huberts ,która też ich nie lubiła najpierw chciała ich nie brać ,ale dyrektorka zaprotestowała mówiąc ,że nikt nie ma czasu zajmować się nieznośnymi bachorami z jej grupy. Tak więc po roku znajomości Tom i Alice znów siedzieli na starym rolniczym wozie . Przez te trzysta sześćdziesiąt pięć dni oboje trochę urośli. Tom jak na dziesięciolatka był bardzo wysoki a Alice była o głowę niższa . Jej włosy urosły jeszcze kilka centymetrów , a włosy Toma zaczęły lekko się kręcić. Tak więc teraz zamiast prostej fryzury miał delikatne brązowe fale opadające za uszy. Nadal oboje mieli okrągłe dziecięce buzie z zadartym nosem ,ale wyróżniali się z tłumu dziwnym spokojem. Nie zachowywali się jak dzieci ,nie krzyczeli a Alice przestała nawet płakać. Nie miała ku temu powodów ,była zadowolona ze swojego życia. No w pewnym stopniu.
Gdy dojechali nad znajomy szary brzeg morza wszystkie dzieci znów się rozpierzchły ,a pani Huberts zniknęła gdzieś wraz z rolnikiem . Tom i Alice udali się na klif aby powspominać mile sprzędzony czas z zeszłego roku. Niespodzianką była dla nich była tam obecność kogoś oprócz nich. Było to kilku chłopców ,uznawanych w Sierocińcu za najsilniejszych . Wszystkim dokuczali i jedynymi osobami ,którym nic nie zrobili przez cały rok była właśnie dwójka nowo przybyłych. Widząc grupkę Tom natychmiast stanął przed przyjaciółką zasłaniając ją własną piersią. Chłopcy utworzyli przed nim łuk tak, że przyjaciele stali na skraju przepaści. Napastnicy przybliżali się tak ,że po chwili Tom nie mógłby się cofnąć ,bez spowodowania natychmiastowej śmierci Alice .
- Oj co to? Czyżby nasz mały Riddle miał stracha ?- W mówiącym chłopaku Tom poznał tego ,który w zeszłym roku leżał w gruzach stołówkowego stolika . A niby taki z ciebie siłacz. Zaraz zobaczymy ,czy jesteś taki wytrwały jak w zeszłym roku. - Przybliżył się i chwycił Toma za kołnierz . Pchnął go na ziemię kilka metrów od krawędzi na której wciąż stała Alice. Upadł na jakiś kamień ,ale nie przeszkodziło mu to obserwowaniu ,jak dwójka z chłopców otoczyło jego przyjaciółkę i trzymają ją za nadgarstki ,twarzą do niego tak, jakby w każdej chwili mogli ją puścić.
-Zostawicie ją!
-Zostawcie go!- Powiedzieli jednocześnie . Dziewczyna wpatrywała się z łzami w oczach w Toma i zwróciła się do Victora . - Zostaw go ,a zrobię co zechcesz !
-I tak zrobisz. Chyba ,że ci życie niemiłe.- Opowiedział obojętnym głosem i kiwnął głową w kierunku przepaści. - Ale to nie o ciebie tu chodzi maleńka. - Mówił do niej jak do trzylatka chociaż sam miał tylko trzynaście. - Chodzi o niego. - Odwrócił się do Toma . - Myślę ,że masz coś co należy do mnie.
-Piłeczkę? -Spytał jeden z osiłków.
-Nie chodzi o piłeczkę kretynie ! O honor !
-Aaaa...
W sumie chłopców było pięciu plus Tom. Dwóch trzymało Alice nad przepaścią ,dwóch podniosło Toma z ziemi i trzymało go mocno pod rękami ,a Victor stał przed unieruchomionym chłopcem. Każdy z osiłków miał trzynaście lub czternaście lat ,więc byli wyżsi i silniejsi .
-Teraz ty - Victor wskazał na Toma.- Będziesz płacił za to co zrobiłeś. A ty- Skinął na Alice.- Będziesz na to patrzyła. W sumie powinienem tu zawołać wszystkich ,ale myślę ,że upokorzenie przed nią jest dla ciebie więcej warte. - I uderzył dziewięciolatka w twarz. Tom się skrzywił ,ale nie wydał jakiegokolwiek dźwięku i wstrzymał łzy . Słyszał lekko zagłuszone przez echo w głowie krzyki i płacz. Głowa go bolała i czół krew w ustach . Kolejne uderzenia ,w brzuch , w klatkę piersiową i wiele ,wiele w twarz. Krzyki i szloch były coraz głośniejsze ,ale on powoli tracił kontakt z rzeczywistością . Nagle usłyszał swoje imię. Rozpoznał głos Alice. Znów to usłyszał . Nie był to krzyk tylko ciche błaganie.
-Tom . Proszę cie Tom obudź się ! Wstawaj!
Tom spróbował się wyrwać z uścisku ale nadaremnie .Rozbudziło go jedno zdanie.
-Zrzucie tą małą . Może to go ocuci ,bo zaczyna mi się nudzić .
Jednym ruchem wyrwał się ,kucnął i podciął nogi Victorowi .W myślach błagał ,żeby coś mu pomogło. Tak jak ostatnio. Może ma jakąś magiczną moc i o niej nie wie ? ''Uderz go'' Pomyślał ,ale Victor nie poleciał kilka metrów dalej. Leżał pocierając szczękę i przeklinając .''Pomóżcie mi ! Proszę !'' Nic się nie stało i Tom westchnął szybko zawiedziony. Rzucił się do Alice ,która usiłowała się wyrwać dwóm osiłkom . Jednego uderzył w szczękę i to wystarczyło ,żeby chwile potem oboje uciekali w dół wzgórza. Ze szczytu dochodziły ich krzyki . Dotarli do początku wzniesienia i pobiegli dalej ,w kierunku wozu. Akurat stała przy nim pani Huberts i krzyczała coś na starego rolnika. W oczach miała łzy wściekłości i dużo przeklinała.
-Mam dość ! Nie rozumiesz ,że nic mnie nie obchodzisz !?
Rolnik wyglądał jak smutny, zbesztany pies. Spojrzał na chwile w bok i widząc zakrwawionego Toma i zduszaną Alice otworzył szeroko oczy. Pani Huberts zaciekawiona co takiego dostrzegł również się odwróciła i zamarła.
- Coś ty zrobił Riddle ?! Matko Boska zaraz na zawał zejdę ! Cały jesteś we krwi !Co się stało?!
Ale zanim Tom zdążył choćby pomyśleć ,co ma jej powiedzieć odezwała się Alice.
- To Victor Pani profesor. Zbił Toma ,a potem zaczął się bić z innymi chłopakami . Musieliśmy uciekać ,bo Tom by zginął !
-No bez przesady panno Berry. Na pewno nie było aż tak niebezpiecznie. Oni są tylko kilka lat od was starsi . Ale należy im się kara. W takim wypadku musimy niestety wcześniej wrócić do domu. Przykro mi . Tom potrzebuje lekarza ,a tamta grupka porządnego lania. Wsiądźcie na wóz i czekajcie tam. Ten ... Rolnik was zawiezie jak wszystkie dzieci wsiądą . Ja tu zostanę na trochę dłużej razem z waszymi agresywnymi kolegami .- Zagwizdała w swój gwizdek i po pół godzinie prawie cała grupka jechała w drogę powrotną.
Dojechali i reszta dnia minęła w miarę spokojnie. Tom ,już przebadany przez pielęgniarkę siedział z Alice w świetlicy. Wieczorem miał zamiar porozmawiać z panią Huberts ,pewny ,że chłopcy poskarżyli się na niego i tak też uczynił ,po raz pierwszy zostawiając Alice samą tego dnia . Wstał z świetlicowej kanapy i wyszedł cicho na korytarz. Miał bandaże na rękach i klatce piersiowej ,a także mnóstwo plastrów na twarzy. Cicho przeszedł pod gabinet swojej opiekunki .Stanął przed czarnymi mahoniowymi drzwiami i zauważył ,że są lekko uchylone. Zza nich wydobywał się cichy płacz i uspakajający głos mężczyzny .
-Proszę się uspokoić . Co pani widziała.- Powiedział tajemniczy mężczyzna ,a Tom przyłożył ucho do drzwi. Rozległo się głośne smarkanie nosa w chusteczkę a potem dało się słyszeć głos pani Huberts przerywany szlochem i jąkaniem.
-Byli tam wszyscy... Węże...Jad...Zatrucie...Śmierć...- Tom odsunął się od drzwi i pobiegł korytarzem . Nie powinien był podsłuchiwać . Biegł po zimnym kamieniu ,a jego podeszwy roznosiły po całej szkole odgłosy jego głośnych kroków.
o~*~o